W kraju niewiernych
Jacek DukajKatedra - olbrzymia, wspaniała, mroczna i niepojęta.
Kto stworzył ten sakralny artefakt z żywokrystu?
Izmiraidy? Przypadek? Bóg? Nikt? Teoria chaosu?
Wychodzisz ze śluzy biosfery i widzisz ją - Katedrę - przed/ponad sobą: poszarpany cień na tle gwiazd. Trzeba światła, żeby docenić jej architekturę, a światła właśnie brak. Teraz, w długim okresie kosmicznego interhelium, Katedra jest przede wszystkim Tajemnicą. To nie jest budynek, to rzeźba. Ale też i nie rzeźba. Asymetria wież powoduje, iż ażur żywokrystu zdaje się chylić ku kraterowi, ku patrzącemu, natomiast przewrotność algorytmów redukcyjnych odpowiedzialnych za kształt zewnętrznych powierzchni nawy głównej - iż toczy Katedrę jakiś nowotwór kamienia, że patrzący widzi ostatnią, przedśmiertną postać budowli, a zaraz - za dzień, dwa - zapadnie się ona w siebie, sklęśnie, przegnije, trzasną pod ciężarem udręczonego kamienia strzeliste żebra, runie zwieńczony krzyżem kręgosłup i spomiędzy szczęk wytoczy się lawina kruchej krwi.
Schodząc ku Katedrze, rejestrujesz co chwila błyski jasności, zamykają się dookoła ciebie kurtyny zamarzniętych fal, gąszcz żelazowych krzewów. Zakręt, światło - i grób...
Niebezpiecznie się zapatrzyć na Katedrę!